Następnego
dnia rano okazało się, że Hermiona niepotrzebnie zaprzątała sobie myśli
popołudniem spędzonym w towarzystwie Freda. Chłopak zachowywał się tak, jakby
nic szczególnego się nie wydarzyło i cały ranek spędził z Georgem, robiąc żarty
swojej matce i Ronowi. Molly dostawała szewskiej pasji, kiedy jej synowie
wymyślali coraz to nowe kawały. Najbardziej denerwowało ją, gdy znienacka
teleportowali się gdzieś w jej pobliżu.
Natomiast
Hermiona po porannej toalecie i śniadaniu zajęła się ostatnimi poprawkami
swojej sukienki i doradzaniem Fleur w kwestii makijażu i fryzury. Francuzka nie
była do końca zdecydowana i potrzebowała czyjejś opinii – padło na Hermionę i
Ginny.
Dziewczyna
nie była z tego powodu zadowolona – wolała obserwować Kingsleya, który przybył
na wesele i pomagał w zabezpieczeniu bariery. W ten sposób mogłaby się
przynajmniej czegoś nauczyć, czegoś, co pomogłoby jej, Harry’emu i Ronowi, gdy
będą szukali Horkruksów.
Zamiast
tego spędziła trzy godziny dyskutując na temat sukienek, fryzur i makijażu z
Ginny, za którą nie przepadała, i z Fleur, za którą również nie przepadała.
Po
obiedzie udało jej się podsłuchać rozmowę Kingsleya i Remusa. Mężczyźni wyszli
z kuchni i stanęli przy łazience. Sądzili pewnie, że nikt ich nie usłyszy. Oboje
mówili bardzo cicho, ale na szczęście znała zaklęcie, które sprawiło, że
słyszała wszystkie ich słowa tak wyraźnie, jakby stała obok nich.
-
Robi się coraz bardziej niebezpiecznie, Remusie.
-
Co masz na myśli? Śmierciożercy na razie nie atakują.
-
Och, atakują. Z tym, że Ministerstwo jest tak zastraszone i przesiąknięte
ludźmi Voldemorta, że każdy boi się o tym mówić.
- A
więc chcesz powiedzieć, że…
-
Że ginie coraz więcej ludzi.
Hermiona
wstrzymała oddech. Jak? Jak? Po tym wszystkim? Jak oni mogli to wszystko
ukrywać? Przecież czarodzieje powinni wiedzieć, że jest niebezpiecznie!
-
Chcą wprowadzić godzinę policyjną – powiedział Kingsley.
-
Żeby mieć pretekst do zabójstw – dokończył za niego Remus.
-
Dokładnie. Każdy, kto pojawi się na ulicy po dwudziestej i spotka na swojej
drodze kogoś z JEGO ludzi, będzie zamordowany.
-
To straszne.
-
To straszne – przytaknął mu Kingsley. – Zaczynam się obawiać, że nawet jako
Zakon nie możemy za wiele zrobić, zbyt wielu jest szpiegów wokół nas.
-
Przecież Harry jest…
-
Wybrańcem, tak wiem o tym. Problem w tym, że to zagubiony dzieciak, który nie
wie, w którą iść stronę. Nosi zbyt wielki ciężar na swoich barkach i sądzę, że
nie jest w stanie mu podołać.
W
tym momencie Hermiona przestała słuchać. Aż się w niej zagotowało. Poszła do
pokoju Ginny, w którym nocowała i usiadła na łóżku, starając się choć trochę
uspokoić. Po paru minutach zaczęła przyznawać Kingsleyowi rację. Harry od
śmierci Dumbledora jakby przygasł. Już po tym, jak zginął Syriusz mało
brakowało, by się załamał, teraz jednak nie miał tak naprawdę żadnego mentora.
Nie było obok niego ojca, który wskazałby mu właściwą drogę, a nawet Lupin nie
mógł sprostać temu zadaniu.
Zastanawiała
się, czy powinna powiedzieć o tym Harry’emu. Dotarło do niej, że tak ostre
słowa mogą przynieść odwrotny efekt do zamierzonego – zamiast zagotować się do
walki, Harry przygaśnie jeszcze bardziej. Znała go jednak bardzo dobrze i
wiedziała, jak pokierować rozmową, by podnieść młodego Pottera na duchu.
Westchnęła
i pomyślała, że czeka ją dosyć trudna rozmowa. Na razie nie mogła poskładać
myśli, nie wiedziała nawet, jak zacząć. Stwierdziła, że zajmie się czym innym.
Wyciągnęła
spod łóżka małą torebkę i otworzyła ją. Od kilku dni zbierała wszystkie rzeczy,
które mogłyby przydać się jej i chłopakom podczas podróży. Oczywiście wszystko
było pomniejszone odpowiednim zaklęciem, dobrze wiedziała, że wielkie torby
skutecznie utrudniają ucieczkę. Póki co udało jej się zebrać namiot, kilka
koców, trochę ubrań na zmianę, kilkanaście butelek wody i całkiem sporą ilość
jedzenia. Nie mogło tam zabraknąć także map i książek. Nigdy nie wiedziała, co
może przydać się podczas takiej wyprawy.
Nie
wiedzieli także od czego zacząć. Harry miał medalion Salazara Slytherina z
liścikiem podpisanym tajemniczo R. A. B. Ktokolwiek to był na pewno już nie
żył, a więc nie mógł im pomóc. Wrzuciła ze złością torebkę pod łóżko. To jak
szukanie wiatru w polu!
Po
kolacji udało jej się odciągnąć Harry’ego i Rona na bok. Wyszli na zewnątrz, by
móc spokojnie porozmawiać. Ostatnio miała wrażenie, że chłopcy jej unikają, że
mają przed nią jakieś sekrety. Nie chciała tak myśleć, ale ich zachowanie, szepty,
to jak się od siebie oddalali – to wszystko na to wskazywało.
Co
nie zmieniało faktu, że cała trójka odetchnęła z ulgą, gdy znaleźli się poza
zasięgiem mocy pani Weasley. Nerwowa atmosfera przed weselem sięgała zenitu i choć
wszyscy myśleli, że jutrzejsza ceremonia jest dopięta na ostatni guzik, to
Molly co rusz znajdowała rzeczy, które należało zrobić na wczoraj.
Znalazła
ich szepczących w pokoju Rona.
-
Hermiono, jeżeli znów zaczniesz to samo… - rozpoczął Ron, ale ona uniosła dłoń
i automatycznie przypomniało jej się wczorajsze popołudnie z Fredem. Bezwiednie
zaczęła znów ich porównywać.
-
Nie zacznę, obiecuję – powiedziała i usiadła obok Harry’ego.
Harry
i Ron spojrzeli na siebie, zdziwieni. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i
rozejrzała się po pokoju.
-
Chodzi o to, że podsłuchałam dziś rozmowę Remusa i Kingsleya – wydusiła z
siebie w końcu.
Oboje,
jak na zawołanie, zmarszczyli brwi. Harry otworzył usta, chcąc pewnie coś
powiedzieć, ale Hermiona go uprzedziła.
-
To wszystko kłamstwa. Musimy zacząć szukać, Harry, musimy, bo jest coraz
gorzej.
-
Ale przecież nic się nie dzieje – zaprotestował Ron.
-
Też tak myślałam – odparła smutno. – Kingsley powiedział, że ataków i morderstw
jest coraz więcej.
Oboje
otworzyli oczy szeroko ze zdumienia. Byli tak różni od siebie, jednak pewne
rzeczy robili tak samo, w tym samym czasie.
-
Przecież w Proroku Codziennym nie było mowy o żadnych morderstwach – wyszeptał
Ron.
-
Nic dziwnego – odparła. – Wszyscy są zastraszeni, boją się własnego cienia.
Chcą też wprowadzić godzinę policyjną.
-
Ale po co? – zapytał Harry.
-
Żeby móc mordować każdego, kto złamie ten zakaz – odparła, a Ron z sykiem
wciągnął powietrze i zaklął.
-
Oni tracą nadzieję, prawda? – spytał smutno Potter.
Hermiona
pokiwała głową.
-
Ale możemy coś z tym zrobić, Harry. Wciąż są ludzie, którzy w ciebie wierzą –
zapewniła go.
-
Hermiona ma rację – poparł ją Ron.
Harry
milczał przez dłuższą chwilę. Wziął głęboki oddech i spojrzał na swoich
przyjaciół.
-
Czyli postanowione. Wyruszamy zaraz po weselu.
Hermiona
weszła po cichu do pokoju Ginny i położyła się na łóżku. Za oknem było już
ciemno. Nawet nie wiedziała, kiedy tak szybko minął wieczór. Dopiero teraz
zrozumiała, jak bardzo brakowało jej zwykłej rozmowy z przyjaciółmi. Jednocześnie
zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nie rozmawiała z nimi o niczym innym,
jak tylko o poszukiwaniu horkruksów. Zrobiło jej się głupio z tego powodu.
Owszem, to ważna sprawa, jednak zauważyła, że odłożyła uczucia na bok, a
Harry’emu i Ronowi niekoniecznie się to udało.
Młodsza siostra Rona czytała książkę i
spojrzała na nią spod byka, kiedy ta weszła. Granger już od dawna wiedziała, że
ta niechęć jest obustronna. No cóż, nie ze wszystkimi można się przyjaźnić.
Hermiona wśliznęła się do łóżka.
-
Wiem, że coś kombinujecie – powiedziała Ginny po parunastu minutach niezręcznej
ciszy.
Hermiona
spojrzała na nią ze zmarszczonymi
brwiami i pokręciła głową. Nie chciała być złośliwa, ale w takiej
sytuacji, musiała. Nie mogło obchodzić jej uczucie Harry’ego i Ginny, były
ważniejsze rzeczy.
-
Nie wiem, o czym mówisz, ale sądziłam, że do tej pory nauczyłaś się, że nigdy
nie będziesz wiedziała o czym rozmawiam z Harrym i Ronem.
Rudowłosa
prychnęła z pogardą.
-
Nie obchodzi mnie to – zapewniła ją, chociaż obie dobrze wiedziały, że to
nieprawda. – Nie narażaj tylko mojego brata i chłopaka, którego kocham, na
niepotrzebne niebezpieczeństwo – warknęła.
-
Ginny, po raz kolejny powiem ci, że nie wiem o czym mówisz. – Hermiona
delikatnie podniosła się na łóżku. Nie spodziewała się, że jej tymczasowa
współlokatorka jest aż tak inteligentna. Albo że zna ich trójkę tak dobrze.
-
Myślę, że dobrze wiesz, ale utrzymuj, że jest odwrotnie. Mam nadzieję, że
wiesz, że Zakon się wszystkim zajmie. Harry musi tylko przejść żałobę po
Dumbledorze i im zaufać, a wtedy wszystko się jakoś ułoży – powiedziała.
Hermiona
niechętnie w duchu przyznała jej rację, znała jednak Harry’ego na tyle dobrze,
że wiedziała, iż nie będzie chciał narażać całego Zakonu na szukanie horkruksów.
Zwłaszcza, że o horkruksach wiedziała tylko ich trójka.
-
Miejmy nadzieję, że tak będzie – powiedziała, chcąc już zakończyć dyskusję.
-
Aha, jeszcze jedno. Skoro chcesz chodzić na samotne spacery, gdzie ktoś z
łatwością może cię zabić, to proszę bardzo – rzuciła. – Ale nie narażaj na to
samo kolejnego mojego brata.
Na
to Hermiona nic już nie mogła odpowiedzieć, ale na wzmiankę o Fredzie
zaczerwieniła się, choć na całe szczęście Ginny tego nie widziała.
Nie bardzo wiem, co tu napisać. Dostałam ostatnio jakiejś szaleńczej weny i cały czas piszę. Mam także kilka miniaturek, które być może kiedyś ujrzą światło dzienne.
Zaprosiłaś, więc jestem!
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ja jednak mało co tak naprawdę wiem o tych klimatach, bo nigdy jakoś się nimi specjalnie nie interesowałam, sama zresztą zauważyłaś, że "siedzę" w czymś totalnie innym, ale... czasami warto zrobić wyjątek, żeby poznać właśnie coś nowego :)
Podoba mi się sposób, w jaki piszesz. Masz naprawdę przyjemny styl, który lekko i miło się czyta. Nie będę się może wypowiadać o fabule, postaram się w najbliższym czasie nadrobić zaległe rozdziały, możesz być pewna, że na sto procent je przeczytam, bo naprawdę mnie to tego zachęciłaś :)
Życzę dużo weny i ślę buziaki :**
PS. I dziękuję także za szczery komentarz u mnie. Dobrze czasem przeczytać tak długą i obszerną opinię osoby, która też nie jest związana na co dzień z tego typu środowiskiem, zawsze to jednak trochę inny punkt widzenia :)
Zaprosiłaś mnie na swojego bloga, więc postanowiłam wpaść, gdyż osobiście lubię historie o Fredzie i Hermionie mimo, że nie są moim ulubionym parringiem. Jednak konkrety, to podstawa więc zacznę od tego, że podoba mi się szablon i ogólny wygląd bloga; jest schludny, a czcionka tekstu odpowiednia.
OdpowiedzUsuńWojna to mój ulubiony etap, jeśli chodzi o rozgrywanie się akcji, gdyż wiele może się zdarzyć; okrutnego, jak również pięknego. Lubię Twoje opowiadanie pod tym względem i cieszę się, że masz na nie jakiś pomysł, który realizujesz. Podziwiam, naprawdę!
Nie będę się bardzo wypowiadała, gdyż komentarze nie są moją mocną stroną, ale chcę powiedzieć tylko, że bardzo chętnie będę czytała dalsze części:)
Pozdrawiam
Endory