Przygotowania
do ślubu Billa i Fleur trwały i tak naprawdę, każdy, kto przebywał teraz w
Norze, był w jakiś sposób w nie zaangażowany. Pani Weasley wzięła wszystkich w
obroty i wydawała polecenia, pan Weasley pilnował, by jego małżonka nie
wybuchała złością zbyt często. Nawet Harry i Ron, którym zwykle udawało się
wyłgać od tego typu pomocy, posłusznie robili to, czego Molly od nich
oczekiwała. Każdy chodził przy niej jak na paluszkach, wszak do ślubu zostały
tylko dwa dni.
Sami
narzeczeni nie oczekiwali wielkiej ceremonii. Nawet Fleur powtarzała, że w
związku z obecnymi wydarzeniami, wolałaby skromny ślub z garstką rodziny i
przyjaciół. Bill był tego samego zdania – nie chciał robić niepotrzebnej
szopki. Jednak oboje wiedzieli, że nie ma sensu kłócić się z Molly, która
uważała, że jej najstarszy syn powinien mieć wesele, na jakie zasługuje,
właśnie mimo tego, co działo się w świecie czarodziejów.
Tak
czy siak, stanęło na hucznym weselisku, zaproszono mnóstwo gości, oczywiście,
sprawdzonych gości. Zakon Feniksa już od parunastu dni zajmował się
bezpieczeństwem. Co to znaczy? Otóż to, że pierwszego dnia udało im się
stworzyć barierę nad domem Weasley’ów. Codziennie każdy z członków Zakonu
rzucał kilkanaście zaklęć, które miały ją umocnić. Co z tego, że zaklęcia się
powtarzały? Pani Weasley zarządziła, że ma być bezpiecznie i każdy starał się,
by tak było.
Za
domem Weasley’ów, na wielkiej łące stał już ogromny biały namiot. Dekoracje
były proste, aczkolwiek bardzo eleganckie. Molly, po konsultacjach z matką
Fleur, postawiła na białe i fioletowe kwiaty. Na środku znajdował się piękny
drewniany parkiet, a wokół niego stały okrągłe stoliki, również udekorowane
kwiatami i srebrno-białymi serwetami. Przy każdym takim stoliku mogło zasiąść
dziesięć osób.
Hermiona
sądziła, że to nierozsądne robić tak huczną imprezę w takich czasach. Miała
wrażenie, że reszta czarodziejów ma podobne zdanie, jednak każdy zdawał się nie
zwracać uwagi na to, że Śmierciożercy mogą zaatakować w każdej chwili. Nie
wiedziała, czy miało to związek z tym, że wszyscy po śmierci Dumbledore’a
chcieli poczuć choć namiastkę normalności. Nadal uważała, że jest to skrajna
głupota i że powinni udać się na poszukiwanie Horkruksów, zniszczyć je i
Voldemorta raz na zawsze.
Wiele
razy pokłóciła się o to z Harrym i Ronem, jednak oboje uważali, że skoro
Śmierciożercy nikogo nie atakują, mogą sobie pozwolić na odrobinę zabawy.
Cała
trójka, jak zawsze, ulotniła się na paręnaście minut, by móc spokojnie
porozmawiać. Znajdowali się na schodach przy strychu. Żadnego z nich nie
obchodził zapach kurzu, od którego gryzło ich w nosach ani pająk, który budował
swoją pajęczynę tuż nad ich głowami.
-
Harry, myślałam, że jesteś odrobinę rozsądniejszy – powiedziała z grymasem na
ustach, patrząc na swojego przyjaciela.
Potter
westchnął i opuścił głowę.
-
Znajdziemy Horkruksy, obiecuję ci – zaczął. – Wyruszymy zaraz po weselu, nie
chcę psuć tego dnia Fleur i Billowi.
-
Oni zrozumieją! – Hermiona podniosła głos. – Na co my właściwie czekamy?!
-
Cóż – odezwał się Ron – od paru dni nic się nie wydarzyło. Nikt nie zginął,
nikogo nie porwali.
- I
co ty myślisz? – zwróciła się do rudzielca. – Że oni tak to zostawią? To cisza
przed burzą!
-
Hermiona, proszę, uspokój się – powiedział cicho Harry. – Wszyscy wiemy, że
muszę znaleźć Horkruksy…
-
Musimy – wtrąciła dobitnie.
-
…ale naprawdę nie chcę psuć im ślubu. Chcę, żeby pani Weasley poczuła chociaż
na chwilę, że jest jak wcześniej…
-
Ale nie jest! Harry, nie rozumiesz? Nie jest i nie będzie jak wcześniej! Ludzie
giną, bo oni mają taki kaprys, bo on ma taki kaprys! Nie możemy na to pozwolić!
-
Wiem, że jestem Wybrańcem – powiedział smutno Harry. – Wiem, co muszę zrobić.
-
Ale pozwól tym ludziom na odrobinę zabawy – dokończył za niego Ron.
Hermiona
aż się zapowietrzyła. Chłopcy wykorzystali ten moment i uciekli od niej. Jak,
jak oni mogli być tak nieodpowiedzialni? Nie mogła zrozumieć ich punktu
widzenia.
Słyszała
krzątanie na korytarzu. Usiadła na łóżku i otarła ręką czoło. Odkąd Nora stała
się siedzibą Zakonu Feniksa, nikt nie miał tu odrobiny prywatności. Cały czas w
domu ktoś przebywał, cały czas ktoś chodził po pokojach, szukał czegoś.
Hermiona nie mogła zebrać myśli.
Nagle
poczuła, że się tu po prostu dusi. Poczuła, że musi jak najszybciej stąd wyjść,
odetchnąć. Zabrała różdżkę, drugą ręką narzuciła na siebie lekki sweter i
wybiegła z domu.
W
duchu liczyła na to, że nikomu nie przyjdzie do głowy, by spytać, gdzie tak
pędzi. Na całe szczęście, nikt nie zwracał na nią uwagi. No cóż, nie do końca.
To,
że ktoś ją śledzi, zrozumiała po przejściu jednego kilometra. Na wszelki
wypadek wyciągnęła różdżkę i trzymała ją blisko ciała. Nie znała dobrze
okolicy, nie chciała tak bardzo oddalać się od domu. Ironia. Nazywała wszystkich
dookoła nierozsądnymi, a jaka była ona, idąc na samotny spacer i nie mówiąc o
tym nikomu? Miała wrażenie, że trochę prowokuje los.
Dobrze,
że była tu tylko jedna ścieżka. Za zakrętem znajdowało się wzgórze. Nie czuła
strachu, mimo świadomości, że ktoś za nią podąża. Była zdania, że jeśli ten
ktoś miałby zrobić jej krzywdę, bądź ją zabić, dawno by to zrobił.
Szybko
wdrapała się na wzgórze i zeszła z niego parę metrów. Usiadła za krzakiem, cały
czas trzymając różdżkę w pogotowiu. W końcu ostrożności nigdy nie za wiele.
Po
paru minutach usłyszała kroki, ale wiedziała, że ta osoba nie mogła jej
zobaczyć.
-
Och – usłyszała. – Już myślałem, że mi uciekłaś.
Zmarszczyła
brwi i zobaczyła nad sobą Freda. Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w
twarz. Zobaczyła, że uśmiecha się od ucha do ucha.
-
Skąd…?
-
Wiem, że Ron pokazał ci kiedyś to miejsce. Tu chował się ode mnie i Georga –
powiedział, siadając koło niej.
Hermiona
uśmiechnęła się półgębkiem i spojrzała na niego. Słońce zachodziło i pomyślała,
że robi się nawet… romantycznie. Szybko odsunęła od siebie tę myśl. Nie miała
czasu na takie rzeczy.
-
Pozostaje mi tylko spytać, po co za mną szedłeś?
-
Właściwie to sam nie wiem – odparł z rozbrajającą szczerością. – Ciężko wybrać,
czy to dlatego, że zwyczajnie nie chcę, żebyś robiła z siebie idiotkę, chodząc
na samotne spacery, czy po prostu chciałem uciec od mojej apodyktycznej matki.
Hermiona
parsknęła śmiechem.
-
Idiotki, mówisz? – Zauważyła, że Fred wzruszył ramionami. – A twoja mama nie
jest apodyktyczna – dodała szybko.
Teraz
Fred się zaśmiał.
-
Chyba przez ostatnie parę dni widzieliśmy inną Molly Weasley – stwierdził, a
Hermiona powstrzymała kolejny wybuch śmiechu. Tu akurat miał rację – pani
Weasley dyrygowała wszystkimi, używała tonu głosu, który nie znosił sprzeciwu i
nie słuchała niczyich sugestii. Wszystko miała zaplanowane i wszystko miało być
tak, jak ona chce.
-
Może powiesz mi, dlaczego byłaś na tyle głupia i poszłaś sama na spacer? –
zapytał.
Hermiona
westchnęła. Nawet nie próbowała się bronić. Wiedziała, że jest głupia,
postępując w ten sposób.
-
Chyba potrzebowałam chwili samotności – odparła w końcu. – Jakim cudem
zauważyłeś moją nieobecność? Myślałam, że nikt mnie nie widzi.
Fred
obracał różdżkę w dłoni z uśmiechem.
-
Lubię zagadki – powiedział. – A zagadką jest, dlaczego narażasz się dla chwili
samotności. Ach, i przy okazji, mam nadzieję, że nacieszyłaś się tą chwilą
wystarczająco mocno, bo nie mogę cię tu zostawić. – Hermiona spojrzała na
niego, zdziwiona, a ten znów wzruszył ramionami z miną niewiniątka. – Cóż,
któreś z nas musi być mądrzejsze.
Gryfonka
zaśmiała się jeszcze raz i uderzyła go delikatnie w ramię.
-
Ała! – Fred skrzywił się i rozmasował miejsce, w które dostał kuksańca.
-
Och, daj spokój. Nie mam aż tyle siły – powiedziała.
Chłopak
zastanowił się przez chwilę.
- W
sumie to masz rację. – I wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Hermiona
nie mogła nie odpowiedzieć mu tym samym. Przyłapała się na myśli, że dawno nie
śmiała się tyle razy. Miło było na chwilę odpędzić dręczące ją myśli i miło
było spędzić czas nie na kłótniach z Ronem i Harrym.
Fred
położył się na trawie.
-
Skoro chcesz spędzić czas w ciszy, to mogę ci to zagwarantować. – Hermiona
spojrzała na niego zdziwiona, a ten wywrócił oczami. – Tak, potrafię być cicho.
Dziewczyna
pokręciła głową i po chwili wahania, położyła się obok.
-
Nie o to mi chodziło, Panie Najmądrzejszy – rzuciła z przekąsem. Kątem oka
zauważyła, że Fred chce coś powiedzieć, ale uprzedziła go, podnosząc rękę. –
Miało być w ciszy, sam tak powiedziałeś.
-
No więc cisza – powiedział Fred po chwili.
Zaczęło
się ściemniać, kiedy Fred zarządził powrót. Hermiona trochę protestowała –
naprawdę brakowało jej tej ciszy, ale nie kłóciła się z nim. Powrót zajął im
niecałą godzinę, w tym czasie już nie było między nimi ciszy. Bliźniak
zagadywał ją i starał się żartować. Hermiona patrzyła niego z mieszanką
zakłopotania i podziwu. Zakłopotania, bo to tak naprawdę pierwszy raz, gdy byli
tyle czasu sam na sam. Podziwu, bo zachowywał dobry humor, mimo tego co się
działo.
Weszli
do Nory tylnym wejściem – na szczęście nikt ich nie zauważył. Hermiona nawet
wolała nie myśleć o tym, co zrobiłby Ron, gdyby zobaczył ich samych. Sądziła,
że Fred również wolałby nie tłumaczyć się swojej matce, dlaczego spędził z nią
tyle czasu sam na sam.
Pożegnali
się przy schodach i każde poszło do swojego pokoju.
Gdy
zasypiała, słyszała miarowy i spokojny oddech Ginny. Całe szczęście, nie
musiała z nią za wiele rozmawiać. Nie przepadały za sobą i wymieniały w ciągu
dnia kilka zdawkowych uwag.
Przewracała
się z boku na bok, a w jej myślach panował istny chaos – myślała o tym, co ją
czeka, o ślubie, o rodzicach, na których rzuciła zaklęcie zapomnienia, o
Zakonie, o Dumbledorze, o minionym popołudniu spędzonym w towarzystwie Freda.
Zastanawiała
się, jak powinna się czuć. Ktoś inny powiedziałby, że nie ma się właściwie nad
czym zastanawiać, ale ona była jedną z tych osób, które wszystko analizują.
Także analizowała. Nigdy nie była z Fredem blisko, a więc dlaczego poszedł za
nią? Do myślenia skłaniał ją również fakt, iż rozmawiało im się całkiem dobrze,
a co jeszcze lepsze, gdy milczeli, nie czuła napięcia. Wtedy, z nim, nie
myślała o Ronie, co ostatnio rzadko jej się zdarzało, bowiem najmłodszy syn
Weasley’ów często gościł w jej głowie.
Bezwiednie
zaczęła ich oboje porównywać – Rona znała na wylot, mogła czytać z niego, jak z
otwartej książki, a Fred był dla niej istną zagadką. Tak naprawdę w ogóle go
nie znała, nic o nim nie wiedziała. To sprawiało, że tak jak nowego przedmiotu
w szkole, chciała się go nauczyć. Porównała ich także z wyglądu. Bliźniacy byli
wyżsi niż Ron i mieli włosy bardziej wpadające w brąz niż rudy. Chyba
przegapiła ten moment, kiedy cała trójka stała się mężczyznami.
Pomyślała
też o tym, że nigdy nie miała problemów z odróżnieniem Georga i Freda. Choć
inni często się mylili, jej nie zdarzyło się to ani razu. Przez te wszystkie
lata, kiedy ich znała, ani razu nie zwróciła się do Freda imieniem Georga i na
odwrót.
Pomyślała
też o tym momencie, kiedy Fred zmierzył ją wzrokiem, kiedy sądził, że ona nie
widzi. Czy powinno ją to w jakiś sposób zainteresować?
Niestety
na to pytanie nie znalazła odpowiedzi, gdyż zmorzył ją sen.
No i rozdział pierwszy za nami :) Mam nadzieję, że się spodoba, a co do prologu to wszystko się wyjaśni, spokojnie :)
Oooo, zapowiada się Fremione? :D
OdpowiedzUsuńTeż mnie zdziwiło, czemu Hermiona - taka inteligentna czarownica! - wyszła na spacer sama... Szkoda, że w rozdziale nie znajdujemy na to wytłumaczenia. :)
Podobają mi się wypowiedzi Freda, są takie uszczypliwe i śmieszkowe!
Trafia do mnie to, że Hermiona zaczyna analizować zachowanie Freda, choć niby nic w nim nie ma... Rzeczywiście, była postacią-analizą, to do niej pasuje. :)
Pozdrawiam ciepło, życzę wesołych świąt i czekam na nowy rozdział!
Hej!
OdpowiedzUsuńTak myślę, że zostanę u Ciebie na znacznie dłużej! Ten tajemniczy wstęp w prologu już kiedyś dał mi do myślenia, ale jakoś nie zafascynował nadmiernie. Teraz czuję się pociągnięta w otchłań Twojego opowiadania.
Po pierwsze, Hermiona i Fred? Powiem szczerze, że pierwszy raz natrafiłam na taki parring, chociaż na pewno jest ich mnóstwo. Nigdy sobie tego nie wyobrażałam i nadal jakoś dziwnie się czuję z tym obrazem w głowie, ale daję szansę! :D Ciekawość jest większa, niż te uczucie. :D Zdziwił mnie fakt, że Hermiona nie lubi się z Ginny. W książkach nie miały jakiegoś negatywnego stosunku dl a siebie, można powiedzie że były przyjaciółkami, a u Ciebie zmiana. Ciekawi mnie dale czego tak jest.
W jednym miejscu znalazłam dziwnie zbudowany kawałek zdania. Nie wiem, czy się machnęłaś, czy coś, ale na wszelki wypadek wstawię: "Tu chował się ode mnie i Georga", powinno być "Tu chował się przede mną i Georgem". Więcej nie mam się do czego przyczepić. Fajnie mi się czytało, lekko i przyjemnie.
Czekam zatem na następny rozdział i dodaję Cię do polecanych opowiadań, żeby nie zapomnieć. Zapraszam Cię też serdecznie na moje opowiadania. Pierwsze to Science Fiction, drugie Urban Fantasy z wątkiem romansu. Myślę, że te drugie bardziej przypadłoby Ci do gustu, ale zdecyduj sama.
Pozdrawiam! Buziole xx
U.Fantasy: http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com/
Sci-Fi: http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/
31 year old Project Manager Rheta Hurn, hailing from Erin enjoys watching movies like I Am Love (Io sono l'amore) and Dance. Took a trip to Madara Rider and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. odkryj to
OdpowiedzUsuń