Pani
Weasley obudziła wszystkich przed ósmą rano. Po śniadaniu chciała zagonić
wszystkich do pracy, jednak Ron, Harry i bliźniaki ulotnili się gdzieś i ucięli
sobie drzemkę. Hermiona i Ginny niestety nie miały tak łatwo. Razem z Molly,
matką Fleur i Gabrielle pilnowały, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Fleur i Bill przygotowywali się w swoich pokojach, unikając całego zamieszania.
Nikt
nie mógł powiedzieć, że w Norze było spokojnie, ale kiedy pojawiły się kuzynki
Fleur i ciotka Muriel, zapanował istny chaos. Charlie, brat Rona, próbował to
jakoś ogarnąć, z marnym jednak skutkiem. Muriel krytykowała dosłownie wszystko,
wygłaszając przy tym kazania, czym doprowadzała do szału Molly, a dziewczęta z
Francji marudziły, że są zmęczone i że mają tak mało czasu na uszykowanie się. Dopiero,
kiedy Artur pokazał im pokoje, w których mogły przebrać się i odświeżyć, a
ciotka Muriel odpocząć i zniknąć wściekłej Molly z oczu, wrzawa trochę ucichła.
Zbliżała
się godzina ceremonii, dlatego Hermiona spojrzała na Ginny i obie poszły do
kwatery najmłodszej z Weasley’ów. Ich sukienki wisiały już na szafie, kosmetyki
do makijażu walały się dosłownie wszędzie. Nie odzywając się do siebie ani
słowem, zajęły się układaniem włosów. Cisza między nimi ciążyła Hermionie, jednak
dziewczyna była zbyt dumna, by ją przerwać. Czasem zastanawiała się, co by
było, gdyby jej i Ginny udało się zaprzyjaźnić. Szybko jednak dochodziła do
wniosku, że jeden upierdliwy Weasley na głowie w zupełności wystarczy.
Ginny
zostawiła włosy rozpuszczone, spięła je delikatnie u góry, zabezpieczając je
spinką. Hermiona uważała, że jej młodsza koleżanka nie potrzebuje mocnego
makijażu, dlatego z aprobatą patrzyła na nią, gdy ta podkreśliła tylko rzęsy,
policzki i usta. W czarno-szarej sukience przed kolano wyglądała bardzo ładnie
i dziewczęco.
Hermiona
upięła delikatnie włosy. Zastanawiała się, jaki makijaż powinna zrobić. Doszły
ją słuchy, że na weselu pojawi się Wiktor Krum, dlatego chciała wyglądać jak
najładniej. Wiedziała, że nie będzie robić takiego wrażenia jak kuzynki Fleur,
nie znaczyło to jednak, że nie zamierzała, jakby to powiedzieli mugole, zrobić
się na bóstwo. W brzuchu poczuła ciepło, gdy wyobraziła sobie, jak Wiktor
patrzyłby na nią. Uśmiechnęła się lekko, gdy przywołała w myślach obrazy z Balu
Bożonarodzeniowego. Wtedy reprezentant Durmstrangu był wpatrzony w nią jak w
obrazek.
-
Mogę ci pomóc z makijażem, jeżeli chcesz – zaproponowała Ginny.
Hermiona
spojrzała na nią z ukosa, a przez głowę przeleciała jej myśl, że rudowłosa
dziewczyna chce zrobić z niej pośmiewisko. W jej oczach nie zobaczyła jednak
złych zamiarów, tylko chęć pomocy. Widocznie zbyt szybko wysuwała pochopne
wnioski na jej temat.
-
Jeśli to nie będzie problem… - odparła, wzruszając ramionami.
Ginny
wywróciła oczami i bez słowa zabrała się do pracy. Hermiona już miała rzucić w
jej stronę złośliwy komentarz, jednak w porę ugryzła się w język. Nie chciała
się kłócić z młodszą siostrą Rona, zwłaszcza, gdy ta proponowała pomoc.
Kiedy
skończyła, a Hermiona mogła spojrzeć na siebie w lustrze, nie była w stanie
uwierzyć, że ta dziewczyna w odbiciu to ona. Ginny podkreśliła jej oczy ciemnym
cieniem, ale tylko w kąciku, tak, że wyglądała naprawdę tajemniczo. Policzki
delikatnie zaróżowiła, rzęsy pociągnęła tuszem, a usta podkreśliła czerwoną,
jednak nie wyzywającą, szminką.
-
Um, dziękuję, Ginny – wydusiła z siebie po paru sekundach wpatrywania się w lustro.
Zauważyła, że młodsza koleżanka obserwuje ją uważnie, z nieodgadnionym wyrazem
twarzy.
-
Nie ma sprawy – mruknęła tamta i wyślizgnęła się po cichu z pokoju.
Hermiona
nałożyła swoją sukienkę i ponownie spojrzała w lustro. Miała nadzieję, że
ciemna czerwień nie jest zbyt prowokująca. Dziwnie się czuła, szczególnie, że
dekolt był całkiem duży, ale musiała przyznać, że wyglądała bardzo ładnie. Jak
kobieta.
Wsunęła
na stopy szpilki w tym samym kolorze i spojrzała na zegarek. Ceremonia miała
rozpocząć się za pół godziny. Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale zabrała ze
sobą torebkę, którą szykowała na wyprawę i powoli zeszła na dół.
Przed
namiotem stało całkiem sporo czarodziejów. Kuzynki Fleur, tak jak się
spodziewała, olśniewały i Hermiona przez chwilę poczuła się nieswojo,
zwłaszcza, gdy widziała taksujący wzrok Francuzek skierowany w jej stronę.
Zaczerwieniła się lekko i żeby nie musieć na nie patrzeć, rozejrzała się wokół,
ale w tłumie ubranych na kolorowo czarodziejów nie mogła znaleźć nikogo
znajomego. Nawet Ginny.
- A
kogo tak szukasz? – usłyszała tuż przy uchu i podskoczyła.
Odwróciła
się szybko, kurczowo zaciskając dłonie na torebce i po chwili odetchnęła.
Ostatnimi czasy stała się naprawdę nerwowa.
- Och, to tylko wy – wyszeptała, patrząc na
bliźniaków.
Przyjrzała
im się dokładnie. Wyglądali całkiem przystojnie w czarnych jak smoła,
eleganckich szatach. Ich jasna skóra i rudobrązowe włosy kontrastowały z tym
ubiorem. Oczywiście uśmiechali się od ucha do ucha i tryskali pozytywną
energią. Czasem zazdrościła im tej pogody ducha.
-
Nie mogę znaleźć Harry’ego, to trochę niebezpieczne, że chce się tu pokazać –
powiedziała, ściszając głos tak, by tylko oni słyszeli i pochyliła się w ich
stronę.
Bliźniacy
spojrzeli na siebie wymownie, a Hermiona uniosła brew. Wiedziała, że już coś
wykombinowali.
-
Ty się o nic nie bój – zaczął George.
-
Zadbaliśmy o niego – dodał Fred.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi i zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, bracia odwrócili się na
pięcie i odeszli. Czuła ciekawość, niezaspokojoną ciekawość, jednak wiedziała,
że nie wyciągnie nic ani od Freda, ani od George’a, między innymi dlatego, że
oboje rozpłynęli się w tłumie czarodziejów. Pokręciła głową i przeszła parę
kroków w nadziei, że uda jej się znaleźć kogoś znajomego. Po paru minutach
ujrzała Rona z jakimś krępym, rudowłosym chłopcem przy ciotce Muriel.
Zastanowiła się przez chwilę. Przecież Ron nie zostawiłby Harry’ego…
No
tak. Miała ochotę pacnąć sobie otwartą dłonią w czoło. Ten krępy rudzielec to właśnie Harry.
Bliźniacy załatwili mu eliksir wielosokowy albo przygotowali go sami. Już chyba
nawet nie chciała wiedzieć i szybko odgoniła wspomnienia z drugiej klasy i
obraz Łazienki Jęczącej Marty.
Podeszła do nich, grzecznie przywitała się z
ciotką Muriel i zwróciła się do Rona. Chyba nie przerwała im w rozmowie, bo
Muriel była zainteresowana wpatrywaniem się w zbyt krótkie według niej sukienki
kuzynek Fleur i mamrotaniem złośliwości pod nosem, a chłopcy stali wyprostowani
jak struna.
-
Może przedstawiłbyś mnie swojemu kuzynowi? – spytała, patrząc na niego
wymownie.
-
Ach, no tak – wymamrotał Ron. – To… Barny. Barny Weasley.
Hermiona
podała mu rękę i uśmiechnęła się kątem ust, dając mu znać, że go poznała. Czuła
złość, że nie wtajemniczyli jej w ten pomysł, jednak bezpieczeństwo Harry’ego
było sprawą priorytetową. Zobaczyła wyraz ulgi na twarzy Barny’ego/Harry’ego.
Dziewczyna
miała ochotę wywrócić oczami, gdy słuchała narzekania ciotki Muriel.
Nienawidziła rozmów o niczym i obmawiania innych ludzi. Marzyła, by ten wywód
szybko się zakończył i, patrząc na wyraz twarzy obojga swoich przyjaciół, mogła
śmiało stwierdzić, że oni uważali podobnie. Ku ich uciesze, pan Weasley zaprosił wszystkich do namiotu.
Ceremonia
miała się zacząć.
Hermiona,
Ron i Harry usiedli koło siebie. Nikt nie pytał o Harry’ego, choć miała
wrażenie, że wszyscy obserwują ją i Rona, zupełnie ignorując Barny’ego. Nie
czuła się z tym dobrze, ale nie mogła nic na to poradzić. W końcu oboje
przyjaźnili się ze słynnym Wybrańcem, a sam Potter był na celowniku
Ministerstwa i Voldemorta. Mdliło ją na myśl o tym, w jakim Harry jest
niebezpieczeństwie, jednak była niemal pewna, że nikt nie rozpozna w Barnym
Harry’ego.
Znów
rozejrzała się dookoła siebie. Wnętrze namiotu wyglądało bajecznie. Dziś rano
rozwinięto fioletowy dywan, po którym miała przejść Fleur. Nad mistrzem
ceremonii, w którym Hermiona z zaskoczeniem rozpoznała mężczyznę, który tak
niedawno przewodził pogrzebowi Dumbledore’a, unosiło się kilkanaście pięknych
balonów w kolorze srebra i fioletu. Była pewna, że to sprawka Freda i George’a.
Poczuła
czyjś wzrok na sobie i zwróciła się w tamtym kierunku. To Wiktor Krum
obserwował ją uważnie. Uśmiechnął się do niej, kiedy ich oczy się spotkały, a
ona zarumieniła się lekko i odpowiedziała tym samym. Znów poczuła ciepło w
okolicy brzucha i zarumieniła się. Udało jej się złapać także wzrok Freda,
który puścił do niej oczko. Z rozbawieniem pokręciła głową i ze zdziwieniem
stwierdziła, że policzki nadal ją palą. Oczy Freda, tak różne od oczu Rona,
patrzyły na nią z niemałym podziwem. Szybko odwróciła się, by nie robić z
siebie idiotki. Przełknęła ślinę, zdenerwowana.
Nie
wiadomo skąd rozległa się muzyka. Bill stał już po prawej stronie mistrza
ceremonii, obok niego był Charlie. Pan młody szukał w twarzach gości jeszcze
jednego swojego brata, Percy’ego, jednak ten nie pojawił się na ślubie. Całej
rodzinie Weasley’ów było z tego powodu przykro, a Hermiona sądziła, że to
bardzo niewłaściwe zachowanie z jego strony. Nic nie mogła na to poradzić,
Percy wybrał Ministerstwo zamiast rodziny, jakkolwiek smutno by to nie
brzmiało.
Wszyscy
wstali, a dźwięk muzyki zakłócił na moment Hagrid, który głośno wydmuchiwał
nos. Barny/Harry uśmiechnął się pod nosem i szturchnął Rona, który dusił się ze
śmiechu. Hermiona cudem powstrzymała parsknięcie, kiedy zauważyła karcące
spojrzenia niektórych gości. Fred i George chichotali głośno.
Przez
tłum gości przebiegło westchnienie, gdy zobaczyli Fleur kroczącą główną nawą.
Szła pod rękę z ojcem. Miała na sobie prostą, białą suknię, z delikatnymi
czarnymi ozdobami, a na jej głowie znajdował się diadem ciotki Muriel.
Dziewczyna szła powoli, a jej oczy utkwione były w Billu. Ten patrzył na nią z
miłością i podziwem. Fleur wręcz olśniewała i Hermiona mogłaby przysiąc, że
każdy, który znajdował się teraz w namiocie, jaśniał odrobinę bardziej dzięki
tej pięknej dziewczynie.
Hermiona
pomyślała, że to cudowne, że udało im się zakochać w tak niesprzyjających
czasach. Zazdrościła im tej miłości i zapragnęła, by ktoś pokochał ją tak, jak
ta dwójka kochała siebie nawzajem. Przez myśl przeszło jej, że tą osobą mógłby
być Ron i nieświadomie przysunęła się do niego odrobinę, jednak ten nie zwrócił
na to uwagi. Hermionie poczuła ukłucie w sercu, gdy zdała sobie sprawę, że dla
Rona jest tylko przyjaciółką. Powstrzymała łzy cisnące jej się do oczu.
Za
Fleur kroczyły druhny, Gabrielle i Ginny. Obie wyglądały niezwykle dziewczęco. Wszyscy
byli zachwyceni przebiegiem ceremonii i atmosferą pełną miłości. Hermiona w
duchu przyznała rację Harry’emu. Tak, to wesele było potrzebne, zwłaszcza w
takich czasach. Było żywym dowodem na to, że miłość istnieje, że wojna nie
pochłonęła czarodziejów do końca. I że jest coś, o co warto walczyć, mając przy
boku ukochaną osobę.
Gdy
państwo młodzi wypowiadali słowa przysięgi, żaden z gości nie mógł powstrzymać
wzruszenia. Mistrz ceremonii ogłosił ich mężem i żoną, a Bill z pasją pocałował
swoją panią Weasley.
Hermiona
była pod wrażeniem tego, że nic złego nie działo się na weselu. Zdarzyło jej
się zatracić w tej atmosferze i zapomnieć na chwilę o rodzicach, którzy nie
mieli pojęcia o jej istnieniu, o wyprawie, która ją czekała i o Voldemorcie,
który czyhał na Harry’ego. Zapomniała na chwilę o guli w gardle, która dławiła
ją za każdym razem, gdy myślała o którejś z tych rzeczy.
Zerkała
z zazdrością na nowożeńców. Bill i Fleur tańczyli razem, wpatrzeni w siebie z
miłością. Nikt nie chciał im przerywać tej chwili, nawet niecierpliwa ciotka
Muriel, która czekała na taniec z Billem. Hermiona siedziała przy stoliku z
Harrym i Ronem, cały czas rozglądając się dookoła. Nie potrafiła się do końca
wyluzować i w pełni oddać zabawie.
-
Na Merlina, uspokoisz się wreszcie? – wyszeptał Ron, patrząc na nią jak na
kretynkę. Dziewczyna wywróciła oczami. – TU. JEST. BEZPIECZNIE. – wyartykułował
każde słowo po kolei, bardzo wyraźnie, a Harry parsknął śmiechem.
-
On ma rację, zabaw się, chociaż przez chwilę – poprosił.
-
Szkoda, że nawet nie mogę zatańczyć z moim przyjacielem – powiedziała, patrząc
na Harry’ego z uniesionymi brwiami i skrzyżowała ręce na piersi.
Ron
wzniósł oczy do góry.
-
Możesz – odparł na to rudzielec.
-
Och, wiem, że mogę, ale wolałabym patrzeć na twarz Harry’ego, a nie Barny’ego –
rzuciła złośliwie.
-
Przestań w końcu marudzić – rzucił Ron i, nie zwracając uwagi na ton jej głosu,
nalał sobie ponczu.
Oparł
się wygodnie na krześle i wygłodniałym wzrokiem obserwował piękne kuzynki
Fleur. Hermiona poczuła ukłucie w sercu. Czyżby to była zazdrość?
-
Można? – Usłyszała pytanie wypowiedziane z wyraźnym akcentem.
Spojrzała
do góry, a jej oczom ukazał się Wiktor Krum. Podawał jej ramię, zapraszając do
tańca. Ron i Harry wyprostowali się na krzesłach i mierzyli Bułgara wzrokiem.
Hermiona pokręciła delikatnie głową z dezaprobatą, oboje zachowywali się jak
dzieci, jednocześnie czując w sercu ukłucie. Czyżby Ron był zazdrosny o
Wiktora?
Uśmiechnęła
się do Kruma i przygładziła sukienkę. Zastanowienie się, czy przyjąć jego
propozycję zajęło jej dosłownie sekundę. Podała mu rękę.
-
Oczywiście.
Wiktor
zaprowadził ją na parkiet, a ona nie spojrzała na swoich przyjaciół. Chciała
trochę zagrać na nosie Ronowi.
Przyglądała
się Wiktorowi kątem oka i musiała przyznać, że wyprzystojniał. Miał na sobie
czarną szatę, która podkreślała jego bladą cerę. Był dużo wyższy od niej.
Przypomniał jej się Bal Bożonarodzeniowy. Czuła się wtedy taka wyróżniona, taka
ważna. Nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak Wiktor zaprosił ją na takie wydarzenie.
Pamiętała, że doskonale tańczył i że świetnie się z nim bawiła.
Poruszali
się w rytm muzyki, a Wiktor prowadził w tańcu. Uciekła wzrokiem, gdy
zorientowała się, jak na nią patrzy. Poczuła jego rękę na plecach i przeszedł
ją dreszcz. Uświadomiła sobie, jak dziwnie czuje się, kiedy dotyka jej
mężczyzna. W dodatku tak przystojny mężczyzna.
Czuła
na sobie wzrok innych gości, zwłaszcza wzrok żeńskiej części gości. Nie dość,
że była przyjaciółką ściganego Harry’ego Pottera, to jeszcze tańczyła z
Wiktorem Krumem. Faktycznie, mogła wzbudzać niechęć młodszych pań na weselu,
szczególnie tych, które przyszły bez partnera.
-
Wyglądasz pięknie – powiedział, gdy piosenka się skończyła, patrząc na nią z
nieukrywanym podziwem. Uśmiechnęła się, słysząc ten komplement.
Zorientowała
się, że nadal czuje się w jego towarzystwie bardzo swobodnie. Starała się nie
zwracać uwagi na obserwujących ich ludzi.
-
Dziękuję.
Wiktor
rozejrzał się.
-
Odprowadzę cię do stolika, a potem znów zatańczymy, dobrze?
Hermiona,
dość zdziwiona tym obrotem spraw, pokiwała powoli głową. Sądziła, że na
parkiecie zabawią troszeczkę dłużej niż trzy minuty.
-
Czy coś się stało? – spytała, kiedy szli w stronę jej stolika. Ron patrzył na
nich i aż poczerwieniał ze złości. Harry/Barny siedział obok z nietęgą miną.
Hermiona prawie wywróciła oczami na ten widok i skupiła się na słowach Bułgara.
-
Nie, wszystko w porządku – odparł. Zanim znaleźli się w zasięgu słuchu Rona i
Harry’ego, Wiktor przytrzymał ją delikatnie za ramię i nachylił się w jej
stronę. – Co się stało z Potterem?
Hermiona
zadrżała i wyrwała się. Spojrzała mu twardo w oczy.
-
Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa – odpowiedziała chłodno.
Każda
osoba, która nie była w Zakonie, a zadawała jej to pytanie, sprawiała, że czuła
się nieswojo. Co miała na to odpowiedzieć? „Tak, z Harrym wszystko w porządku,
poza tym, że bardzo potężny czarodziej, który zamordował tysiące osób, chce go
zabić. Ale gdyby odjąć ten fakt, można powiedzieć, że całkiem dobrze się
trzyma”. Denerwowały ją pytania tego typu. Nawet wypowiadane z ust Wiktora
Kruma.
Wiktor
zmieszał się.
-
Nie o to mi… A zresztą. Jeśli go spotkasz, kiedykolwiek, przekaż mu, że Czarny
Pan nadchodzi – dodał i odszedł, zostawiając ją z mętlikiem w głowie.
Nie bardzo wiem, co tu napisać. Chyba tylko tyle, że mam nadzieję, iż rozdział się podobał.
Wiktor Krum 💋
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny,ale jakoś mało było w nim akcji.
Czekam na następny 😊
Endory
nigdy nie czytalam Fremione, a ze lubie Freda i ze nie jest to Dramione, to postanowilam poczytac ;) jak na razie, to nadal jest taki wstep, ale calkiem mi sie podoba. nie lamiesz kanonu, tylko zaczynasz od konretnego miejsca. Ponadto podoba mi sie to, ze nie idziesz utartym schematem i Hermiona nie staje sie nagle przyjaciolka Ginny (to byloby sztuczne ot tak). Wlasciwie jedyne, co mnie w niej denerwuje, to to, ze tak duzo mowi o koniecznosci wyruszenia w podroz, a nie probuje tego po prostu zrobic :D no, ale mysle, ze juz niedlugo nasza trojka wyruszy... Tylko ciekawe, co zrobi Fred :D pojdzie z nimi? xD ciekawi mnie, jak to rozwiazesz,jak bardzo wydarzenia z siodmej czesci beda sie pokrywac... i czy Fred umrze podczas bitwy o Higwart? Wiem jedno, wesolo nie bedzie! ale mimo to czekam juz na rozpoczecie akcji, bo troche sie juz dluzy ten slub :D mimo ze ladnie go przedstawilas i sie wzruszylam ;) Twoj styl jest niezly, skupiasz sie na tle, relacjach miedzy boahterami, oby tak dalej! Jesli chodzi o uwagi, pisze sie "Weasleyow", bez apostrofu. Zapraszam Cie na moj blog z ff potterowskim: niezaleznosc-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCześć i czołem!
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu krąży plotka, że blogosfera umiera śmiercią naturalną. Coraz większa ilość autorów zaczyna pisać do szuflady bądź przenosi swoje wypociny na Wattpada. Cieszymy się, że wciąż jesteś z nami i zapraszamy cię poznania opinii o swojej pracy.
Pozdrawiamy cieplutko,
Ekipa ocenialni http://wspolnymi-silami.blogspot.com/
i gdzie rozdzizal? :(
OdpowiedzUsuńPierwsze 3 rozdziały pochłonęłam bardzo szybko <3 Tylko pytanie, Kiedy kolejne? Zaciekawiła mnie twoja historia, szczególnie, że uwielbiam Fremione, a to jest inne od pozostałych, które czytałam. Mam nadzieję, że napiszesz kolejny rozdział, bo bardzo chętnie bym przeczytała kontynuację :cc
OdpowiedzUsuńSuper blog! Szkoda, że przestałaś pisać :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam,
Blue ��